Duchy ,duchy i po duchach…
Żmudne godziny przygotowań, objeżdżania tras ,dopinania wszystkiego na przysłowiowy ostatni guzik a trzy dni imprezy zleciały nawet niewiadomo kiedy.
Tydzień przed rajdem ciągle padało ,strumyki i stawy podnosiły swój stan ,błotko zamieniało się w błocisko,a wszyscy zamiast się martwić to się cieszyli.
W piątkowe popołudnie pod kuźnię w Wojciechowie ,gdzie było biuro rajdu ,zaczęły się zjeżdżać pierwsze samochody Ponieważ „Nocne Łapanie Duchów z Titanium”było połączonym projektem forum 4x4.off,jeep-survivala i multikuriera , niektóre ekipy miały do pokonania niemały kawałek drogi .Samochody nadciągały z Warszawy ,Łodzi ,Częstochowy czy Nowego Sącza.
W pierwszy wieczór nastawiliśmy się na integrację. Zakwaterowanie, kolacja i w końcu wspólne ognisko, dzięki któremu ludzie połączeni wspólną pasją, stali się jedną wielką rodziną.
Samochody zjeżdżały się do późnego wieczora. koło godziny 22 wszyscy zgromadzili się w kużni,aby podziwiać pokaz kowalstwa,który zaserwował nam nasz gospodarz. zaciągnięcie ludzi do kuźni wcale nie było łatwym zadaniem,rozbawieni muzyką i tańcami do kuźni dotarli po wielu namowach,ale wszyscy Jak jeden mąż przyznali, że było warto .Kowal zafundował nam nieziemskie widowisko ,angażując do pomocy zgromadzonych ludzi .Salwy śmiechu unoszące się w powietrzu świadczyły o tym ,że planując pokaz trafiliśmy w 10. Podczas tego przedstawienia padła spontaniczna propozycja , aby wykutą w ten wieczór podkowę ,wystawić na licytację a zdobyte pieniądze ,przeznaczyć na WOŚP.Wszyscy przyjęli to z wielkim entuzjazmem.Po skończonym widowisku niektórzy rozeszli się do swoich pokoi ,aby zbierac siły na sobotnią rywalizację,ale zabawa przy ognisku trwała do białego rana.
Sobotni poranek przywitał nas piekną,słoneczną pogodą,co po deszczowym tygodniu było wręcz cudem.Na śniadanie zaczeły się schodzić jakieś dziwaczne stwory i bajkowe postacie.Od rana trwały jeszcze zapisy miejscowych ekipw ostateczności na starcie w Nałęczowie stawiło się ponad 60 terenówek.Jedno musze przyznać,że końcowy efekt tej niecodziennej przebieranki,przerósł nasze oczekiwania.Kiedy zgraja przebranych offroadowców wyruszyła na fotopunkty do nałęczowskiego parku,wywołała takie poruszenie,którego „emerytowanu Nałęczów” nigdy nie widział.Uczestnicy poprzebierani byli z taka fantazją,że od razu było widac ich ogromne zaangażowanie i wielki dystans do siebie samych.Nawet samochodom się z deka halloweenowo oberwało.
Drugim punktem programu ,była strzelnica .Każdy pilot i kierowca musiał na niej oddać po trzy strzały z kałacha.Huk pierwszego oddanego strzału wywołał tak wielkie poruszenie u zawodników ,iż nie da się tego opisać.W międzyczasie aby dzieciom się nie nudziło lubelska Strefa Piękna malowała pociechy, zmieniając ich twarze nie do poznania.
Na Stanisławce czekało na zawodników oprócz oczywiście serwowanych przez naszą cytrynową Monikę dańnielad a wyzwanie . Czasówka, która się tam odbywała była naprawdę hardkorowa,namoknięty tor z mega błotem i kałużami bardzo się jednak spodobał. Aby oczekującym w kolejce na start ludziom się nie nudziło ,każda z ekip dostała dynie i miała za zadanie wyrzeżbić najkoszmarniejsza gebę .Czasówkę rozpoczął turystyk ,który zaraz potem startował z roadbookami w trasę,a trasa do łatwych nie należała.Wiodła poprzez wąwozy bagna rozlewiska. Był to najbardziej ekstremalny turystyk na którym byli i ale pytając ludzi taplających się w wodzie ,przy paru niezwykle ciężkich jak dla fabrycznych samochodów próbach, nie zamieniliby trasy na nic innego .Całej reszcie było jeszcze trudniej ,mokrzej i extremalniej. Odcinek nocny był dl a wielu nielada wyzwaniem i zapewne na długo utkwił im w pamięci. Ostatnia kratka w roodbooku zaprowadziła ludzi na ranczo, gdzie czekała na wszystkich biesiada.Po zdaniu kart startowych, rozpoczęła się dla wszystkich zawodników mega impreza .Miał ją poprowadzić DJ Porażka ale okazał się prawdziwą porażką i mało brakowało i wywieźliby go na taczce .Imprezę taneczną uratował hymn „Łapania Duchów” a mianowicie ..Ja uwielbiam Ją ,Ona tu jest i tańczy dla mnie …i oczywiście nasi niezawodni offroadowi DJ .Biedny Porażka przesiedział całą noc przy ognisku topiąc smutki w złocistym płynie, którego mieliśmy pod dostatkiem ,nie mogąc uwierzyć ,że polskie disco polo może poruszyć tłumi być oprawą dla naprawdę wyjątkowej imprezy.Jadło i napitki były również przednie grochówka ,bigosik pieczone prosie nie pozwoliły na to że po tak wyczerpującym dniu nasi rajdowcy popadali z głodu .Ostatnia ekipa zawitała na biesiadę o drugiej nad ranem i to dzięki nieocenionej pomocy kolegów,którzy nie patrząc na nic pospieszyli kolegom w potrzebie.
W niedzielny poranek większość nie chciała uwierzyć że to już koniec .Pośniadaniu wszyscy z niecierpliwością czekali ,aż wszystkie punkty zostaną podliczone i rozpocznie się uroczyste wręczenie nagród .Po uroczystej gali sala opustoszała i wszyscy powoli zaczęli się zbierać do wyjazdu ,a nam znowu zrobiło się smutno. Choć wydaje mi się ,że nie tylko nam. Dla wszystkich obecnych były to niezapomniane chwile ,już w ciemno zapisywali się na druga edycje. Podziękowaniom i słowom uznania nie było końca.
A co mi najbardziej utkwi ło w pamięci? Ludzie, ich nieukrywana radość z tego co robią ,szczęście którym potrafią się podzielić ,bezinteresowność i brak podziałów.
W ten weekend wszyscy byli sobie równi ,wszyscy mego szczęśliwi i właśnie takich Was zapamiętam .Dziękuję Wam za to ,że swoja obecnością uświetniliście nasz hellooweenowy rajd.
Sylwia.